top of page
Zdjęcie autoraViola My British Journey

Ogród mojego dziadka, czyli wprowadzenie w dzieje mojej rodziny

Zaktualizowano: 22 maj

W dniu 14 maja w Wielkiej Brytanii obchodzi się Dzień Ogrodu, takie małe święto ogrodników ale i tych, którzy zwyczajnie kochają przyrodę i nawet malutki kawałek ziemi zmieniają w kwitnący skrawek raju. Z tej okazji postanowiłam zapoznać Cię z kilkoma faktami z dziejów mojej rodziny, gdyż z ogrodem mamy bardzo dużo wspólnego.



OGRÓD MOJEGO DZIADKA I MOJE RODZINNE MIASTO


Ogrody towarzyszą mi od zawsze. Pochodzę z Dolnego Śląska a konkretnie niewielkiego miasteczka Szczawno-Zdrój, usytuowanego na Przedgórzu Sudeckim, gdzieś tam u stóp Gór Wałbrzyskich.

To piękna, uzdrowiskowa mieścina gdzie domy mają swoje opowieści i historie z dawnych lat. To miejsce organizowali Hochbergowie, książęta z pobliskiego zamku Książ. Może dlatego szczęśliwie dla miasta nie stało się brudną, kopalnianą dzielnicą Wałbrzycha a uroczym, zielonym azylem.

W Szczawnie otaczały mnie więc większe i mniejsze ogrody, parki, niezliczona ilość zielonych łąk, zaś na spacerze mogłam podziwiać widoki gór.

Widok na Góry Wałbrzyskie okolice Szczawna Zdroju

Czy w moim rodzinnym domu również był ogród ? Oczywiście i to dość sporych rozmiarów. Chciałabym zobaczyć go jeszcze z czasów pierwszych mieszkańców, niestety mój dom umiejscowiony w pobliżu sanatorium Azalia nie widnieje na żadnej, starej fotografii.

Jak wiadomo, układ mapy Europy znacznie zmienił się po wojnie, granica Polski została przesunięta na zachodzie. Dawne tereny niemieckie, małe i większe miasteczka stały jakby otworem, stawały się nową szansą dla osób wysiedlanych ze wschodniej części. Nowy obszar był obietnicą nowego początku.



OGRÓD I HISTORIA MOJEGO DZIADKA W TLE


Właśnie z nadzieją na nowe, lepsze życie przybył do Szczawna mój dziadek Jan.

Mężczyzna średniego wzrostu, zaradny, energiczny z charakterystycznym papierosem w ręku. Dziadek sporo palił, nawet palce dłoni pożółkły mu od papierosowego tytoniu.

Czy widzieliście kiedyś zdjęcia mężczyzn budujących wieżowce Nowego Jorku? Pełne werwy życiowej młode wilki, w charakterystycznych koszulach z zakasanymi rękawami, na głowach nosili typowe dla klasy robotniczej berety z daszkiem.

Taki właśnie był mój dziadek, pokolenie ludzi czynu, najpierw mających marzenia i plany w wolnej Polsce, zniszczonych przez wojenną szarugę i komunistyczne układy. Pokolenie ludzi uciekających z obozów zagłady, trzymających na muszce wroga przed domem na rogu, wymazujących z pamięci bolesne wspomnienia. O dziadku i jego młodości nie wiem za wiele, był w tym temacie dość tajemniczy. Wiem jednak, że pochodził z okolic Ostrowca Świętokrzyskiego, wraz z babcią Zosią prowadził plantacje tytoniu.



Ogród mojego dziadka

Czy jego interes szedł dobrze? Tego nie wiem, jednak na dawnych zdjęciach odnajduje uśmiechnięte twarze mojego dziadka i babci. Pełno tam było ludzi wokół nich, zdjęcia, choć czarno białe to jakoś dziwnie kipią zielenią tamtych łąk, niemal wyczuwam zapach świeżo skoszonej trawy.

Właśnie na tych zdjęciach dostrzegam babcię zbierającą kwiaty, dziadka pomiędzy krzaczkami porzeczek. To były czasy ich młodości, wtedy byli chyba najbardziej szczęśliwi, młodzi, uśmiechnięci i tacy beztroscy.


Nie mogłam się powstrzymać i podpytałam mamy, czy zna więcej szczegółów z dawnych lat życia rodziców mojego taty. Jakże żałuję, iż właśnie w takich momentach nie ma Go już wśród żywych. Z pewnością znałby więcej szczegółów, może pamiętałby jakieś opowieści. Warto pytać, rozmawiać z bliskimi o ich dawnym świecie, póki jeszcze są wśród nas. Później pozostają tylko puste kartki, niewypełnione słowami.


WIELKIE MILCZENIE DZIADKA I GRABÓWIEC


Fotografie ze starych albumów

 Z rozmowy z mamą o dziadkach dowiedziałam się, że oboje zaraz po wojnie zamieszkali jednak w innym miejscu, zanim przybyli na Dolny Śląsk.

Grabówiec to mała wieś blisko Brodnicy i właśnie tam podobno dziadek z babcią dostali  wielkie gospodarstwo. Prawdopodobnie była to darowizna po dawnych właścicielach, Niemcach, którzy zostali wysiedleni lub wyjechali z kraju po przesunięciu granicy. Z pewnością były to tereny rolnicze, dziś zostało tam niewiele domów, ale moje wątpliwości budzą stare, zrujnowane dziś dwory znajdujące się w pobliżu.


Stare folwarki najczęściej mieściły się w takich miejscach. Czy dziadkowie zamieszkiwali któryś z tych dworów, tego nie wiem, ale podobno było to olbrzymie gospodarstwo z sadem, plantacjami tytoniu, końmi i innymi zwierzętami? To właśnie z tych czasów zostało kilka zdjęć, kiedy do dziadków w odwiedziny przyjeżdżała siostra dziadka z dziećmi.


Niestety tak jak przewidywałam polityczna działalność dziadka, członkostwo w Armii Krajowej spowodowało, że był widziany w czasach stalinowskich jako wiejski bogacz. Atmosfera zaczęła robić się nieprzyjemna, podobno w domu nigdy nie słychać było żadnej opowieści z tamtych czasów. Jakby ktoś wymazał tę kartę z rodzinnej pamięci. Czy można coś takiego wymazać z pamięci? Jakże to musiało być trudne dla dziadka? Z prawdziwie dumnego właściciela ziemskiego, zarządzającego wielkim gospodarstwem stał się pracownikiem kotłowni. Co tak naprawdę się tam wydarzyło?


 W trudnej sytuacji dziadkowie porzucili Grabówiec i uciekli na Dolny Śląsk. Nigdy już o tym nie wspominali. Co za sobą zostawili? Z jaką stratą w ich życiu to było związane?


Dziadek niewiele wspominał o tym czasie, podobno walczył w partyzantce i już dziś wiadomo, że mówić o tym w powojennej Polsce było niebezpieczne. W czasie wojny przebywał w rejonach żołnierzy wyklętych, dziadek nie chciał opowiadać co,  robił w tym czasie. Zresztą nagle zostawił wszystko, swoje dawne życie i wyjechał z babcią na Dolny Śląsk. Niestety nie mógł prowadzić gospodarstwa, najwyraźniej komuś to przeszkadzało.


Z rodzinnych opowiadań wiem, że uwłaszczenia majątków zrobiły swoje. Dziadek miał zawsze dryg do interesów, był nowatorem, lubił szukać nowych wyzwań i pewnie dzięki temu nie utracił hartu ducha. Kto wie, może widział więcej niż inni.


OGRÓD NA DOLNYM ŚLĄSKU I NOWY POCZĄTEK WSZYSTKIEGO


Polne kwiaty różowe i białe

Prawda jest taka, że ten ogród faktycznie nas żywił przez wiele lat. Gdzieś tam przecież pojawiła się na początku wielka cieplarnia a później wybudowana przez dziadka i tatę szklarnia. Nie brakowało i małego warzywniaka, gdzie dziadkowie hodowali marchewki, buraczki, por, cebulę czy zioła. W szklarni oczywiście na wiosnę pojawiała się sałata, rzodkiewka, szczypiorek a latem rosły pomidory i ogórki. Były też inne eksperymenty mojego taty, ale o tym muszę napisać osobno.


Dziś widzę, jak ludzie żyją na skróty, minimalizm, ogrody są betonowane, wręcz leniwe pokolenie pozbywa się trawy na poczet fałszywych trawników. Pokolenie dziadków zawsze chciało śmielej i więcej. Na tyłach ogrodów sądzono krzewy owocowe, ile tam było malin, a w każdym niemal kącie były krzewy porzeczek we wszystkich możliwych kolorach czerwonym, żółtym czy czarnym. Nie zapominam też o słodkim agreście.

Jak ktoś pomyśli, że to wszystko to się bardzo myli. Ogrody w Szczawnie były pokaźnych rozmiarów, a i tak niemal każdy dodatkowo jeszcze miał własną działkę.O tej działce chyba też powinnam opowiedzieć osobno, ten fragment również zasługuje na osobną historię.


 

Wpis ten dedykuję moim dziadkom, postanowiłam zresztą raz w miesiącu podzielić się taką nieco rodzinną historią. Dla mnie to utrwalenie tych historii od zapomnienia, może też po latach ktoś znajdzie w tych opowieściach coś dla siebie ważnego.

2 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
18005273299924247.heic

Hi, dobrze, że jesteś !

Mam na imię Viola i od ponad 18 lat mieszkam w Wielkiej Brytanii. 

Wyjdź na spotkanie z niezwykłym skrawkiem świata, moją zieloną krainą czarów. 

Wybierasz się do Wielkiej Brytanii ? 

Image by Annie Spratt
bottom of page